Ryby na wszelkie sposoby.
Praca w pomorskim to nie tylko sezonowa oferta w bazie turystycznej, czy gastronomicznej, jak mi się wcześniej wydawało. Na wybrzeże przyjechałem za dziewczyną. Nie chciałem tracić weekendów na podróże z jednego końca Polski na drugi. Zresztą nic mnie na Podhalu nie trzymało. Pracy tam nie ma i w tej kwestii chyba się nic nie zmieni. Liczyłem po cichu, że może tam chociaż w sezonie znajdzie się coś dla mnie. Moja dziewczyna zaczęła szukać ofert na portalach internetowych, by nasze wspólne życie miało jakiś sensowny początek. Kiedy powiedziała mi że dwa duże zakłady przetwórstwa rybnego rozpoczęły masową rekrutację na nowo otwierane linie produkcyjne prawie się rozpłakałem. Wcale nie ze szczęścia. Wizja mnie tonącego w rybach była nie do przełknięcia. Dla niej jednak mogłem zrobić wszystko. Chciałem mieć stabilną pracę, a tu gwarantowano umowę i dobre wynagrodzenie, a nawet zaplecze socjalne dla rodzin pracowników. Pierwszy dzień był dniem szkoleniowym. Przełożeni nowych przyuczali do obowiązków i zasad panujących w firmie. Musieliśmy poznać wszystkie przepisy dotyczące higieny i bezpieczeństwa, ponieważ w takich zakładach pracy regularnie zdarzają się kontrole. Drugiego dnia ustawiono mnie w moim punkcie. Udało mi się trafić do ostatniego etapu kontroli produktu. Puszki i słoiki przemieszczały się na taśmie przed moim wzrokiem i musiałem tylko liczyć lub podklejać odrywające się etykiety. Zapach ryb wyczuwalny jest tylko w jednym korytarzu, dlatego mogę powiedzieć, że moje wizje i obawy, dotyczące tej branży były całkowicie bezpodstawne.